Menu główne:
Kolejny raz się potwierdziło, że jak jest propozycja "jedziemy..." to bez względu na to co za oknem - trzeba jechać! Gdyby nie stanowcze Piotra "MY JEDZIEMY", to pewno byśmy zostali w Tczewie. Pogoda zmieniała się co widać na zdjęciach, śniegu aż za dużo (20 cm!), ale Piotr dzielnie przecierał szlak, a my truchtaliśmy za nim.
Ola pędziła o "12 lat" szybciej niż ja, Krysia jak burza za Piotrem, a ja krokiem nestora spokojnie za nimi. Gdyby nie postali co jakiś czas to pewno bym ich już tego dnia nie zobaczył.
Na szczęście na końcu jeziora Piotr postanowił wracać "po śladach" żeby było lżej, bo śnieg zaczął się kleić do nart więc i dla mnie wzrosła szansa na spotkanie. Krysia jak MacGyver, posmarowała narty jakimś świństwem (czyli pomadką do ust) i weszła w ślizg, zobaczyłem ją dopiero na parkingu.
Na sam koniec zaczął padać śnieg jakiego nie widziałem już chyba ze 40 lat, duże, cudowne płatki wirujące w powietrzu i powolutku opadające na ziemię - ostatnie zdjęcie. To naprawdę nie spadało z drzew, a prosto z nieba!
Prezes