Menu główne:
Było zimno, mokro, jednak bardzo fajnie :-) Ale trochę bardziej szczegółowo…
Stolemy odbywały się w dniach 5-7 lutego. Ja z Madzią K. dotarłyśmy tam jednak dopiero w sobotę, głównie dlatego, ze właśnie w ten dzień odbywał się spływ kajakowy J. Było nas łącznie 9 osób w pięciu kajakach., a naszym ‘przewodnikiem’ był nie kto inny jak Grzesiek Kazimieruk. Płynęliśmy niestety tą samą rzeczką co w zeszłym roku (Łebą), ale to tylko i wyłącznie dlatego, że rzeka którą mieliśmy spływać według wcześniejszych założeń, najzwyczajniej w świecie… zamarzła!
Na szczęście nie wszystko zamarzło...
Spływ zaczęliśmy w Lęborku w miejscu bardzo przyjemnym, chociaż żeby dostać się do brzegu trzeba było zejść parę metrów z górki w śniegu - miejscami do połowy ud. Był mostek i ładne wejście do wody (tylko trochę farby z kajaków zostało na betonie pod mostkiem). Jedynym mankamentem miejsca, w którym się wodowaliśmy, był betonowy próg około 100 metrów dalej. Niby nic, ale jak już się nam woda na siedzenia nalała to dyskomfort czuliśmy do samego końca :-) (spodnie przymarzały do siedzenia, i trzeba było je odrywać ;) ) .
Spływik długi nie był. Owocował jednak w dziwne pomysły. Na przykład chciałyśmy z moją towarzyszką podróży wywołac lawinę, i być pierwszymi w historii ludźmi, którzy zginęli pod lawiną bedąc na kajaku.. ale zamiast tego, zrobiłam Magdzie tylko efekt specjalny w postaci zasypania jej głowy śniegiem…
Po wyciągnięciu kajaków z wody, w trakcie oczekiwania na transport, Grzesiek wymyślił rozrywkę polegającą na zjeżdżaniu kajakiem z górki… W pewnym momencie, gdy zabawa zaczynała się już powoli nudzić, z bliżej nieokreślonego kierunku przyjechało dwóch fotografów, którzy jak się okazało, robili zdjęcia na wystawę w Lęborku. Poprosili nas o ustawienie kajaków na ulicy ,wejścia do nich i udawania, że płyniemy… (fascynujące, prawda?)
A! I najważniejsze o czym jeszcze nie wspomniałam! Każdy zaprawiony kajakarz powinien wiedzieć, że najnowszym krzykiem mody kajakarstwa zimowego jest – wymyślony przez Magdę – jedyny i niepowtarzalny ‘WORETEX’!. W tym roku obowiązuje wersja stworzona z różowego (koniecznie!) worka na śmieci o pojemności 200 litrów. Wygląda przepięknie!. Przy okazji ubiór można uzupełnić o niezawodne rękawice z niezawodnego GUMOTEXU, czyli świetnej, nieoddychającej, parzącej ręce ochronie, która do złudzenia przypomina gumowe rękawice ogrodowe.
Po powrocie do bazy, zjedzenia czegoć cieplego, wypicia herbatki i innych, odbyło się ognisko z kiełbaskami. Ale nie ma tak łatwo! Żeby dostać się na ognisko trzeba było (a przynajmniej powinno) wziąć udział w nocnym marszu na orientację.
A następnego dnia nie było już spływu, tylko dość krótka trasa piesza (ew. rowerowa) i oczywiście zakończenie z wręczeniem nagród oraz gorącą grochówką, kawą, herbatą.
Rajd uważam za udany i gratuluję organizatorom (w tym Piotrowi Ż. – komendantowi) świetnej organizacji. W przyszłym roku mam nadzieję, że również się wybiorę!
Natalia
Galeria Stolemy 2010