Menu główne:
Wyjazd w Gorce i Beskidy zaplanowany przez Piotra Ż. "pogodowo" zapowiadał się niezbyt atrakcyjnie. Na dodatek Zosię dręczy choróbsko, przekładamy wyjazd na niedzielę. Przed wyjazdem wiało i padało niemiłosiernie, w dniu wyjazdu rano 3 st.C!
Wyjeżdżamy o 9.00 nic lepiej (5 st.C!), jadąc przez Polskę wstąpiła w nas nadzieja, średnio było 13 st.C i dobre prognozy pogody. Za Częstochową w Koziegłowach niepozorny zajazd "Margos", jemy pyszne pierogi z jagodami (jak domowe!) a ja dodatkowo, tradycyjnie flaki - takich dobrych nie jadłem przez kilkanaście ostatnich lat!!!
Rano wiszą mgły nad górami, lecz jest dość ciepło. Piotr zaplanował trasę: Stare Wierchy przez Tobołów, Suhorę, Obidowiec na Turbacz (1310m) - szlak zielony, czerwony, niebieski. Zaczynamy w Koninkach przy małej góralskiej kapliczce.
Gorce niby nie Tatry, szlak na mapie łatwizna ale szybko przekonujemy się że łatwo nie będzie! Wspinamy się ostrym podejściem, sapiemy i wolno posuwamy w górę. Momentami trochę siąpiło, to chyba z tej mgły, potem było już słonko i piękne widoki jesiennej szaty lasów mieszanych. Miejscami mamy widok na szczyty Tatr sterczące nad chmurami.
Nasz szlak przecinają freeridowe ścieżki rowerowe (single tracki DH-FR) doskonale oznakowane, wyposażone w deskowane odcinki z mostkami i "hopkami".
Osobiście Tatrami się nie zachwycam choć te gołe skały też mają swój urok, jednak po moim zachwycie Bieszczadami, Gorce mnie urzekły - w jesiennej szacie są niezwykle piękne!
Pierwszy dzień pełen wrażeń został przyćmiony deszczem i kilkoma ulewami w nocy - rano niespodzianka, piękne słonko które było aż do naszego wyjazdu!
Przez ten tydzień obserwowaliśmy jak przyroda zmienia codziennie swoje barwy i kolory. Soczysta zieleń cisów i świerków a wśród nich zielono żółte liście drzew które stopniowo nabierały barw pomarańczowo-czerwonych, a potem brązowych oraz kobierce z tych liści na ścieżkach - niezapomniany widok.
Prezes
-------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolicie, że dodam kilka słów ‘od siebie' (PiotrR):
Z Krysią, Tadeuszem i Ewą (z różnych przyczyn) dojechaliśmy do pozostałej czwórki dopiero w czwartek w nocy. Ale warto było, ponieważ następne dni wynagrodziły trudy podróży. Przywitały nas piękne kolorowe lasy bukowe przeplatane zielenią świerków i innych iglaków i słoneczko przygrzewające tak, że wędrowaliśmy z odkrytymi ramionami, a dziewczyny smarowały się kremami z filtrami. To naprawdę niesamowite, że po pokonaniu około 700 kilometrów znaleźliśmy się w zupełnie innej strefie pogodowej, gdzie temperatura w dzień przekraczała 22 st. C, a Marek sprawdził, że w słońcu było nawet 34!. Najpiękniejsze widoki ukazywały się przed zachodem słońca, gdy prawie poziome promienie sprawiały, że oświetlone czubki drzew wydawały się płonąć.
Faktem jest, że nocą temperatury spadały do 3-5 st.C co skutkowało porannymi zamgleniami.
Trasy zaplanowaliśmy tak aby grupa, która już troszkę schodziła Gorce nie musiała powtarzać tras, a my koniecznie chcieliśmy odwiedzić schronisko na Turbaczu, więc cześć tras wędrowaliśmy całą grupą, a część w podziale na dwie grupy.
Gorce są dla mnie zaraz po ‘magicznej’ Kotlinie Kłodzkiej następną ‘zaczarowaną krainą’, którą mogę odwiedzać wielokrotnie, o każdej porze roku i zawsze jestem zachwycony. Posługując się facebookowym językiem: Lubię to!
Jedyne co mnie smuciło to to, że mogliśmy tam przebywać tak krótko ;-). Dlatego jeszcze w dniu wyjazdu do południa wędrowaliśmy po okolicznych górkach w poszukiwaniu salamander, ale z uwagi na piękną słoneczną pogodę szanse nasze były praktycznie zerowe. Strasznie ciężko było opuszczać takie piękne miejsce przy takiej pogodzie, ale wszystko ma swój początek i koniec...
Wracając zajechaliśmy do zachwalanego przez Marka zajazdu na polecane pierogi. Faktycznie można tam smacznie zjeść. Przejeżdżając przez Łódź zatrzymaliśmy w słynnej Manufakturze na spacer, zakupy, kawę i... wygłupy. Miejsce jest warte zobaczenia - polecam.
PiotrR
----------------------------------------------------------------------------------------
PS
Okazuje się że to jeszcze nie koniec. Gdy już miałem przygotowane powyższe Prezes przesłał kolejny 'odcinek' swojej relacji i następną partię zdjęć, więc nie pozostaje mi nic innego jak przedstaić to poniżej:
------------------------------------------------------------------------------------------
Z analizy mapy wynika że większość szlaków to "na" lub "przez" Turbacz - najwyższy szczyt okolicy. Żeby nie powtarzać tras trzeba niestety objechać góry i zacząć z innej strony. Raz nawet zaatakowaliśmy Turbacz z Nowego Targu. Szlaki są dobrze oznakowane choć rzeczywistość rozmija się z tym co na mapie, jednak nie błądziliśmy.
Przyroda oszalała, kwitną dzwonki, osty, kaczeńce i koniczyna - jak na wiosnę! Słonko przygrzało tak że termometr w górach przy kapliczce pokazywał 34 st.C! W Gorcach teren jest urozmaicony więc szlaki biegną małymi żlebami, wąwozami, korzeniastymi ścieżkami jak i przez błotniste drogi rozjeżdżone przez samochody transportujące towary do schronisk i traktory leśników ściągające kłody potężnych buków. Najbardziej uciążliwy dla naszych nóżek był rumosz kamienny, szczególnie przy schodzeniu.
My trochę już zmęczeni kilkudniowym chodzeniem wracamy z Kopy (1032m) "drogą kamienistą" ci co dojechali pognali dalej. Wieczorem byliśmy zaniepokojeni, było już ciemno a ich nie ma! Wrócili zmęczeni ale zadowoleni że przyjechali. Tadeusz z Ewą nazbierali grzybów w tym piękne okazy rydzów. Rydze nie są tam rzadkością więc przy drogach sprzedają głównie rydze i borowiki.
Część naszych tras to były tzw. "Szlaki Papieskie" dodatkowo oznakowane miejsca gdzie przebywał Karol Wojtyła podczas swych wędrówek po ukochanych górach. (Również ksiądz Tischner nie gardził Gorcami – PiotrR).
W sobotę idziemy na szlak "Liberator" (ścieżka edukacyjna Dolina Potoku Jaszcze - PiotrR) który prowadził do miejsca katastrofy w 1944r. amerykańskiego bombowca "California Rocket” [więcej]
Po zejściu trafiliśmy na góralski zaprzęg weselny z pięknie przystrojonymi końmi. Jak się wkrótce okazało była to zapowiedź że obiadku nie zjemy w knajpie - wszędzie były wesela.
(Druga grupa zaryzykowała wypad do niezbyt zachęcająco wyglądającego zajazdu w Koninkach, gdzie czas się chyba trochę zatrzymał. Wystrój z lat 60-70, herbata w szklankach, ale za to była kwaśnica, zupka z opieńków, i ręcznie robione pierogi - PiotrR)
Niedziela - trzeba było wracać do domu, po drodze "Margos" i pierogi z jagodami - pychota! - a od Włocławka niespodzianka - potworna mgła aż do Gdańska. Po SMS-e do Piotra z informacją o mgle otrzymałem odpowiedź "wykrakałeś już jest mgła", a wyjeżdżali dopiero z Łodzi! A to nie moja wina tylko Putina i KGB i dobrze że na autostradach nie rosną brzozy.
Wyjazd był bardzo udany a Gorce są śliczne i warto tam wrócić!
Prezes