Menu główne:
Spływ szlakiem Czarnej Hańczy był w czerwcu 2006. W ciągu 3 dni przepłynęliśmy ponad 70km po Jeziorze Wigry, rzece Czarnej Hańczy i Kanale Augustowskim.
Pierwsze dwa noclegi mieliśmy w Starym Folwarku (żeby dojechać na ten spływ trzeba było poświęcić jeden dzień). Baza PTTK jest pięknie położona nad jeziorem vis a vis półwyspu z klasztorem Kamedułów w Wigrach.
Szczególnie pięknie klasztor wyglądał nocą, gdy był oświetlony.
Sama baza noclegowa nie zachwycała – od wielu lat nie było tam remontu, ważne jednak było, że nie rozkładaliśmy namiotów. Zresztą następnej nocy też spaliśmy w łóżkach.
Pierwszego dnia płynęliśmy po Jeziorze Wigry, odcinek z Gawrych Ruda - skąd wypożyczyliśmy kajaki- do Starego Folwarku (17 km). Był piękny słoneczny dzień i płynęło się wspaniale. Chociaż nadmiar słońca na jeziorze to też duży problem dla nieosłoniętych części skóry i głowy. Były kłopoty.
Następnego dnia płynęliśmy ze Starego Folwarku do Frącek- 29 km. Po drodze podpłynęliśmy pod klasztor. Przewijały się tam liczne wycieczki autokarowe. Była możliwość dokładnego zwiedzenia całego obiektu, głupio jednak było chodzić w stroju kajakarza po kościele. Byliśmy na wieży ze wspaniałym widokiem na jezioro, eremy (czyli dawne domy pustelnicze-dziś miejsca noclegowe) oraz na przystań Żeglugi Mazurskiej.
Wypłynięcie z Jeziora Wigry na Czarną Hańczę bez mapy jest chyba niemożliwe. Mieliśmy szlakówkę rzeki, a i tak szukaliśmy, bo trzeba było wpłynąć praktycznie między trzciny. Niby jest znak żeglugowy, ale trudno go zauważyć.
Miejscowa ludność świetnie wykorzystuje popularność trasy i -z pożytkiem dla wszystkich- na trasie można wpaść na pyszne ciasto – serniczek, jabłecznik, jagodzianki . Nad rzeką stał nawet pan z tablicą, że u niego są naleśniki – tylko, że chwilę wcześniej byliśmy u pani na ciasteczkach. Można by też skorzystać z tradycyjnej sauny -z kąpielą w rzece. Taka przedsiębiorczość jest na razie chyba tylko na Mazurach. Chociaż na Drawie pan też przywoził domowe ciasta na biwaki w parku narodowym.
Nocleg we Frąckach był miły. Spaliśmy w śmiesznych, małych domkach. W pokoiku było miejsce na dwa łóżka i właściwie nic więcej. Za to była duża restauracja, w której zamówiliśmy obiad i czekali na nas z ciepłym, smacznym obiadem mimo, że przypłynęliśmy sporo po umówionej godzinie.
Ostatni etap. Przy deszczowej pogodzie, zdarzyła się wpadka. Popłynęliśmy prosto rzeką, a był to moment, że trzeba było skręcić na Kanał Augustowski. Mocno się zdziwiliśmy, gdy na całej długości rzeki pojawiła się zagroda i młyn wodny. Już myśleliśmy o przenosce , ale na szczęście ktoś z młyna krzyknął, że dalej to już Białoruś. Trzeba było wrócić ok. 2Potem rzeczywiście zauważyliśmy znak wodny, wskazujący skręt w prawo, ale na moście najbardziej rzucającą się w oczy informacją była ta o sklepie spożywczym.
Tego dnia wpływaliśmy na śluzę Sosnówek (powyżej), a spływ zakończyliśmy przy śluzie Mikaszówka (poniżej). Dla części uczestników, zwłaszcza naszej młodzieży, było to pierwsze śluzowanie - były emocje kiedy otworzyły się wrota i woda zaczęła wypływać ze śluzy na kajaki.
W czasie śluzowania spotkała nas też inna atrakcja, po prostu z nieba lunęło i wszyscy, którzy już się trochę porozbierali – przemokli do suchej nitki. Na szczęście niedaleko był koniec etapu, a tam w samochodach czekały ciepłe i suche ubrania.
W drodze do domów, zatrzymaliśmy się jeszcze przy śluzie w Paniewie. Jedyna dwukomorowa śluza, która niweluje wysokość ponad 6 m między sąsiednimi jeziorami. Zabytkowe cuda techniki. Większym cudem techniki są tylko pochylnie na Kanale Elbląskim.
Daria
Więcej zdjęć w Galerii