Bulgaria1 - Klub turystyczny ŚWIT

Idź do spisu treści

Menu główne:

Bulgaria1

Ale to już było... > Pieszo_auto_itp > 2013
Bułgaria [2013] - część I


Bułgaria 2013 [Rumunia - Bułgaria - Rumunia + Tokaj] - 31.08-15.09.2013

Po prawie pięciu (!!!) miesiącach zmobilizowałam się wreszcie do spisania wspomnień z naszej zeszłorocznej, letniej wyprawy na południe. Docelowo w planach mieliśmy Bułgarię, ale po drodze wszak było jeszcze parę rzeczy. I jak to zawsze bywa, czasu za mało i jeszcze wiele zostało do zobaczenia. Podróżowaliśmy w 9 osób dwoma samochodami. Pierwszy dzień, to jak zwykle przy podróżach na południe przejazd do Białego Dunajca i nocleg u Państwa Marusarzy.

01.09.2013
O godzinie 07.00 wyruszamy w stronę przejścia granicznego ze Słowacją w Jurgowie. Po drodze kupujemy winiety (niestety oprócz naklejenia na szybę, trzeba jeszcze wpisać nr rejestracyjny samochodu na pozostałym „kwitku” - uświadamia nam to patrol słowackiej policji - mandatem). Podziwiając ciągnące się po horyzont pola słoneczników i kukurydzy, śmigamy  od 10.00 przez Węgry i ok. 13.00 przekraczamy granicę węgiersko-rumuńską, przesuwając zegarek o godzinę do przodu.  Trasą E79 ruszamy na południe, przez Oradeę, Beius, Brad i Devę. Mijamy znane nam już z poprzedniego wyjazdu „zagłębie palinkowe” (przy trasie stoją stoliki, a na nich plastikowe butelki z procentową zawartością o różnych smakach - można degustować do woli). Szczególnie atrakcyjny jest przejazd w okolicach Bradu. Droga jest albo dziurawa, albo z tak okropnym brukiem, że mało nas z samochodów nie wytrzęsło. Ale w końcu ok. 19.00 docieramy do Hunedoary.

Rumunia - zamek Hunedoara

Przepiękny zamek, w dość nieciekawym przemysłowym otoczeniu, zachwycił nas podczas poprzedniej w nim wizyty. Ale nie wszyscy z nas wtedy tu byli, a więc nadrabiają zaległości. Pozostali „zwiedzają” kramy z pamiątkami i zajadają się słodkimi węgierskimi zawijasami pieczonymi na rozżarzonych węglach :). W końcu poprzez Hateg (gdzie nieco kluczymy, bo pół miasta zamknięte - festyn) ok. 21.00 docieramy do miejsca noclegu. Pensiunea Dumbravita. Leży w głębokiej dolinie, już prawie na terenie rezerwatu przyrody - Parku Narodowego Retezat. Nazwa miejscowości nie brzmi zbyt optymistycznie, zwłaszcza dla miłośników Tolkiena: Rau de Mori. Jemy przyrządzoną naprędce przez gospodarzy kolację i idziemy spać. Za domkiem w którym nocujemy zwalisko głazów, a nocą w ścianie podobno coś gryzło i szurało myszy, szczury??

02.09.2013
Po 8-mej przebijając się na szosie przez stada owiec i osłów jedziemy przez Hateg i Petrosani w stronę jeziora Lacul Vidra. To sztuczny zbiornik, na rzece Lotru. Woda zasila aż trzy elektrownie. Jest to jeden z największych obiektów tego typu w Europie. Budowany na początku lat 70-tych generuje 1,15TWh (mld kWh) rocznie. Podziwiamy jezioro, Zosia dokarmia głodnego psiaka (w Rumunii jest ich  wszędzie pełno :[ ) i ruszamy na główną dzisiejszego dnia atrakcję - Transalpinę. To potoczna nazwa drogi krajowej DN67C,  która przecina z północy na południe Góry Parâng
drugie co do wysokości pasmo górskie rumuńskich Karpat. Łączy miasta Sebes w Siedmiogrodzie i Novaci. Jest najwyżej położoną drogą Rumunii na przełęczy Urdele osiąga 2145 m n.p.m. Dopiero od 2010r ma częściowo asfaltową nawierzchnię, zimą jest zamknięta.

Owieczki w Rau de Mori
Transalpina

Wspinamy się coraz wyżej,  a gdy zatrzymujemy się by podziwiać widoki mamy bliskie spotkania III stopnia z bandą osłów, które zjadają cały nasz zapas suchego chleba, próbują nawet wpakować się nam do samochodu. W najwyższym punkcie trasy robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i rozpoczynamy zjazd, po którym o dziwo mamy jeszcze sprawne hamulce ;)   Przed 15-tą dojeżdżamy do Targu Jiu. Miasto bardzo czyste i zadbane, trawniczki, fontanny, bardzo ładnie. W restauracji zjadamy obiad, jakoś dogadując się z panią kelnerką. Pani dała nam karty z menu, a kiedy je już dokładnie przestudiowaliśmy i wydawało nam się, że wiemy co chcemy, okazało się, że większości dań nie ma. W końcu pani napisała nam na kartce co jest i dalej jakoś poszło :) Po krótkim spacerze po mieście i małych zakupach, ruszyliśmy dalej i około 19-tej dojechaliśmy nad Dunaj za Orsovę. Noclegi w domkach campingowych.

Spotkanie z osłami
Przełęcz Urdele
Orsova - cCamping
Rejs po Dunaju

Gospodarz mówił po angielsku niewiele, był już w stanie wskazującym, toteż pieczone ryby, jakimi nas ugościł  były delikatnie mówiąc „takie sobie” (dobrze że ja ryb nie jadam). Co niektórzy zażyli jeszcze kąpieli w ciepłych wodach Dunaju. Jutro czeka nas rejs :) Gospodarz nam to załatwił. :) (właściwie to Tadeusz załatwił przez gospodarza - PR).

03.09.2013
Rano, o 08.00 żegnamy gospodarza ( potem okazało się że ja oprócz niego pożegnałam też aparat fotograficzny, chyba gdzieś tam został i już się nie znalazł :(  Najbardziej żal zdjęć z przełęczy, z osłami.  Uiszczamy po 55 lei od głowy ( prócz Tadeusza, który uparł się jechać samochodem)  wsiadamy do płaskodennej łodzi motorowej, ubrani w kamizelki ratunkowe i startujemy, pod falę, by obejrzeć tzw Żelazne Wrota. Wieje okropnie, bo płyniemy dość szybko, dodatkowo tłucze nami jak na największych wybojach. Żelazna Brama lub Żelazne Wrota, takim mianem określało się przełomowy odcinek Dunaju, który oddziela tutaj Karpaty od Gór Wschodnioserbskich. Dunaj w tym miejscu wyznacza również granicę pomiędzy Serbią i Rumunią. Żelazna Brama najbardziej kojarzy się jednak z potężną zaporą, przegradzającą Dunaj i największą hydroelektrownią w Rumunii. Tama oprócz spiętrzania wód rzeki, pełni również rolę mostu i przejścia granicznego pomiędzy sąsiednimi krajami. W Gura Văii budowę zapory i hydroelektrowni rozpoczęto w roku 1964, a ukończono w 1972 r., było to przedsięwzięcie dwóch krajów
Rumunii i byłej Jugosławii. Tama ma 941 m długości a jej wysokość wynosi 58 m. Spiętrzając wody Dunaju, tworzy wielki zbiornik, który ma pojemność około 5 mld metrów sześciennych. Podniesiono w ten sposób poziom wody o około 30 metrów a hydroelektrownia, która to wykorzystuje ma moc 2100 MW. Nurt Dunaju w tym miejscu, przed wybudowaniem zapory osiągał miejscami szybkość 5 m/s, gdy rzekę przegrodziła tama szybkość ta spadła do 0,35 m/s a w zatokach nawet do 0,2 m/s. Spiętrzenie wody nie było też bez znaczenia dla krajobrazu. Po wybudowaniu zespołu elektrowni Derdap I i Derdap II, woda zatopiła wyspę Ada-Kaleh na której stała dawna turecka twierdza (  mieszkańców wyspy przerzucono na rumuńską wyspę Simian, gdzie można obejrzeć replikę oryginalnego osiedla i twierdzy z Ada Kaleh.), Zatopiono także kilka innych miejscowości. Przesiedlono w sumie 23.000 ludzi.  W efekcie końcowym powstało  bardzo malownicze jezioro, otoczone wysokimi, skalistymi górami do złudzenia przypominające norweskie fiordy (co niektórzy mogą to chyba potwierdzić ;). Podziwiamy, z daleka wypoczynkowe pensjonaty i wille. Po stronie prawej - rumuńskiej widać wycieczkowe łodzie, po lewej cisza głucha.

Rejs po Dunaju
Rejs po Dunaju - Tabula Traiana

Ale właśnie po tej serbskiej możemy podziwiać zabytek pochodzący ze 105 r naszej ery mianowicie pamiątkową tablicę „Tabula Traiana” upamiętniającą zakończenie budowy mostu, który miał zapewnić dostawy dla legionów rzymskich walczących w Dacji. Miał 1135m długości, 15m szerokości i przebiegał 19m nad lustrem wody. Na murowanych 20tu słupach osadzone były drewniane łuki obejmujące 38m każdy. Budowniczym mostu był Apollodoros z Damaszku. Niestety na tablicy ani słowem nie wspomina się budowniczego, sławi się Cesarza Trajana :( Most budowano  tylko 2 lata. Drewniana nadbudowa mostu została zdemontowana przez następcę Trajana, cesarz Hadriana, w celu ochrony imperium przed najazdami barbarzyńców z północy. Pozostały kolumny. Gdy budowano zaporę zalano to co pozostało, a pamiątkową tablicę przemontowano o 20m wyżej.

Most na Dunaju - rycina

Po prawej, rumuńskiej stronie zwraca naszą uwagę olbrzymia płaskorzeźba wykuta w skale. Jej widok wprawił w zachwyt zwłaszcza Natalię, która stwierdziła, że właściwie to może już wracać do domu, bo najważniejszy punkt programu zaliczony. 40-metrowa rzeźba, w skale na tle Karpat, przedstawia  podobiznę Decebala - króla Daków. W 87 roku utworzył on  państwo Daków na północ od Dunaju, koronował się i wziął sobie imię Decebalus, czyli silny jak 10 ludzi. Dziś traktowany jest przez Rumunów jako ich protoplasta. Skutecznie opierał się naporowi wojsk cesarza rzymskiego Tytusa Flawiusza. Stoczył aż trzy wojny z Rzymianami. Następnym cesarzem był Trajan. Po pięcioletniej wojnie, w 106 roku n.e. pokonał Decebala i zniszczył państwo Daków. Decebal nie dał końcowej satysfakcji Rzymianom: osaczony, popełnił samobójstwo, o czym możemy się dowiedzieć choćby ze słynnej kolumny Trajana na forum Trajana w Rzymie.  Rzeźba nad Dunajem została wykuta na zlecenie jednego z najbogatszych Rumunów, profesora prawa i założyciela Butan-Gasu Constantina Dragana (koszt przedsięwzięcia to około 10 lat pracy i kilka milionów dolarów). Robi wrażenie :) No i jeszcze jedno - dziś płaskorzeźba Decebala spogląda na Tablicę Trajana.  Czy to nie okrutne? (Żeby było jeszcze ciekawiej - obecny prezydent Rumunii ma na imię Traian)

Rejs po Dunaju - Decebal
Rejs po Dunaju - Klasztor Mraconia
Rejs po Dunaju - Cazanele Mari

Po prawej stronie podziwiamy przytulony do skał, zbudowany na wodzie Klasztor Mraconia. Został zbudowany w dawnym punkcie obserwacji i kontroli statków na Dunaju. Słowo "Mraconia" oznacza "ukryte miejsce". Tu brzegi rzeki bardzo się do siebie zbliżają. Pierwszy budowany tu kościół powstał w 1523r i był poświęcony Prorokowi Eliaszowi. Potem był wielokrotnie niszczony, odbudowywany, przerabiany. Resztki jego ruin znajdują się głęboko pod wodą. Ten obecny, zbudowany ponad wodami Dunaju, jest poświęcony Świętemu Archaniołowi Michałowi, Gabrielowi i Trójcy Świętej i pochodzi z 1999-2000r. Tadeusz jadąc samochodem (nie płynął z nami) obejrzał go nieco bliżej (przy okazji zaliczył kontrolę rumuńskiej policji drogowej). Wpływamy w najwęższy odcinek. Rzeczywiście jak w norweskim fiordzie. Skalne urwiska Cazanele Mari dochodzą do 200m wysokości, a Dunaj mający tu ok. 100m szerokości przeciska się między wapiennymi zboczami Ciucarula Mare (316m n.p.m.), po rumuńskiej stronie i Velikiego Strbaca (768mn.p.m.) po serbskiej. Płyniemy jeszcze kawałek, oglądamy dwie naturalne jaskinie Pestera Veterani i Pestera Ponicova. Ta druga jest największą jaskinią w wąwozie Dunaju. Jego galerie mają  łączną długość 1660 m. Zaś ta pierwsza o długości 127m ma na wysokości 11m naturalne okno, pięknie doświetlające jej wnętrze. Jaskinie służyły jako schronienie tym, którzy chcieli kontrolować żeglugę na Dunaju. Zawracamy i podążamy w stronę Orsowy. Po drodze machamy turystom na „Amadeuszu” - olbrzymim wycieczkowym statku, chyba niemieckim. Na przystani, na której wsiadaliśmy na łódź, Zosia i Piotr wysiadają, aby zabrać samochód. My łodzią, a kierowcy samochodami docieramy do przystani w Orsovej około dziesiątej. Wypijamy kawę i jedziemy, mijając zaporę, do mostu, którym przekroczymy Dunaj, a tym samym granicę rumuńsko - bułgarską.

Most na Dunaju - Vidyn

Most jest „nówka, prawie nie śmigana” ;)  oddany do użytku 14 czerwca 2013r  z udziałem premierów obu krajów, był budowany przez sześć lat i jest jednym z dwóch tylko mostów, na całej długości granicy rumuńsko-bułgarskiej jaką stanowią wody Dunaju. Oprócz tego jest kilka przepraw promowych. Tak więc około 13-tej przekraczamy Dunaj i wjeżdżamy do bułgarskiego Vidyna. Jedną z głównych atrakcji tego miasta jest średniowieczna twierdza Baba Wida. Otoczona fosą, niegdyś wypełnioną wodą z Dunaju, ma grube wysokie mury. Zbudowano ją na planie kwadratu na dawnych fundamentach rzymskiej twierdzy. W XVIIw przebudowywali ją Turcy. Ciekawostka - to właśnie tu nasz narodowy bohater ( le nie tylko nasz bo węgierski też) czyli Józef Bem, dnia 23.08.1849r zmienił nazwisko na Murad Pasza i wraz z generałami węgierskimi Jerzym Kmety i Miksą Steinem, dokonał formalnej konwersji na islam by móc wstąpić do armii sułtana.

Vidyn - twierdza Baba Vida
Vidyn - lokalny festyn (jarmark ?)

Po obejrzeniu twierdzy idziemy na jarmark, gdzie można kupić wiele ciekawych rzeczy np. ceramikę i masę upiornie słodkich wschodnich słodyczy.W centrum miasta zjadamy jeszcze obiad i około 16-tej, trasą nr 1 przez Dimovo, Rużinci (licznik pokazuje przejechane 2000km od domu) Montanę,  ruszamy na południe. Przed nami około 300 km do miejsca gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. W drodze łukiem mijamy stolicę kraju Sofię, ale nie mamy w planach jej zwiedzania. Może kiedyś??? Pamiętam Sofię z pobytu w niej w 1982r i nie podobała mi się wcale. Może teraz zmieniłabym zdanie??? Dzięki radzie „tubylca” na stacji benzynowej, korzystamy ze skrótu i w miarę sprawnie przejeżdżamy przez miasto.
Trasą nr 82 (bardzo krętą) wzdłuż jeziora Iskar (nie widać go bo już ciemno), przez Samokow około 22-giej docieramy do Govedarci. Tu mamy do swojej wyłącznej dyspozycji cały wielki dom z w pełni wyposażoną kuchnią, jadalnią , salonem i siedmioma sypialniami. Okazuje się, że Pani która nas wita, napaliła nawet w kominku. Po prostu luksusy. Nasza kwatera to Ashkova house znaleziona jak większość przez booking.com. Opracowujemy plan na jutro i ruszamy do łóżek. Jutro Musała na nas czeka :)

04.09.2013

Dzisiaj rozpoczynamy poznawanie Riły. Jest ona najwyższym pasmem leżącym między Alpami a Kaukazem. Większość naszej grupy jest tu po raz pierwszy. Ja już byłam, ale dawno temu. W czasie studiów spędziliśmy w Masywie Riły dwa tygodnie, nocując w górach. Jako łazienki służyły nam potoki z okropnie zimną wodą. Plecaki mieliśmy wtedy olbrzymiaste. Nie wiem jak daliśmy radę je dźwigać. Ta wyprawa  teraz,  w porównaniu z tamtą - pełen luksus :)

Kolejka na Musale

Prawdę mówiąc idziemy nieco na łatwiznę, by zaoszczędzić na czasie korzystamy z wyciągu. Wyprawa z Borowca na szczyt Musały zajęłaby nam cały dzień. Musielibyśmy zanocować na szczycie, a mamy jeszcze tyle w planach do obejrzenia. Wobec powyższego gondolowy wyciąg doskonale ułatwi nam życie. Na wysokość 2369m n.p.m. czyli do Jastrebca wjeżdża się w pół godziny, a koszt to 10 lewa od osoby w dwie strony (czyli ok. 20 zł). Pokonujemy różnicę poziomów 1046m na odcinku 4827m. Gondole są czteroosobowe czyli doskonale pasują na dwie osoby z plecakami. Szczerze mówiąc mam wrażenie że są to te same gondole co 30 lat temu (wtedy zjeżdżaliśmy do Borovca, kończąc naszą wyprawę).  Im wyżej, tym widoki coraz piękniejsze, zwłaszcza gdy kończy się strefa lasu, a zaczynają się już tylko skały porośnięte kosodrzewiną.  O 09.30 wysiadamy z kolejki i natychmiast wkładamy na siebie wszystkie ciuchy jakie tylko mamy. Jest potwornie zimno, otacza nas mgła. Szybko ruszamy przed siebie aby w ten sposób się rozgrzać. Na Musałę spod  końcowej stacji wyciągu prowadzi czerwony szlak. W ciągu godziny dochodzimy nim łatwą, ciągnącą się wśród kosodrzewiny, szeroką i prawie płaską drogą do schroniska „Musala”. Nad jeziorem stoją dwa budynki drewniany - to czynne schronisko, drugi murowany, jeszcze nie wykończony, to będzie nowe schronisko. Wysokość na jakiej się znajdujemy to 2389m n.p.m. Po chwilowym postoju ruszamy dalej, zaczyna się wspinaczka, pomiędzy skałami. Chwilami jest płasko, ale jesteśmy coraz wyżej. Docieramy do schronu „Ledeno ozero” czyli Lodowe Jezioro - przez większą część roku jest zamarznięte. To najwyżej położonym jeziorem na Bałkanach (2706m.n.p.m.).

Widok z Jastrebca
Widok spod schronu przy Lodowym Jeziorze

Jest samo południe :) W schronie, w bufecie można kupić rakiję, no więc korzystamy i tak wzmocnieni ruszamy dalej w górę. W zagłębieniach skał leżą płaty śniegu, a na roślinkach widać piękne lodowe kryształki. No i w końcu o 13.40 mamy go!!! Szczyt zdobyty!!! 2925,40 m n.p.m. Na szczycie stacja meteorologiczna z małym bufecikiem - herbata, słodycze. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia, właściwie nie wiem dlaczego z bułgarską, a nie polską flagą. Podziwiamy panoramę, jaka roztacza się dokoła. Świeci piękne słońce a widoki są oszałamiajace. Dla takich chwil warto się  umęczyć i sponiewierać przy wspinaczce :)  

Pod Musałą
Musała - pod stacją meteo
Widok z Musały

Tą samą trasą zaczynamy schodzenie. Po drodze spotykamy parę anglików z Liverpoolu. Pomimo braków językowych jakoś się dogadujemy. Jest nam nieco przykro, bo z rozmowy wynika, że o Polsce to właściwie nic nie wiedzą. Pani słyszała tylko o Krakowie. Smutne :( Ok. 17-tej docieramy do znanej nam już stacji Jastrebec. Okazuje się, że tuż obok jest hotelik, a nocleg wcale nie taki drogi (ok. 50 zł ze śniadaniem) ale nie korzystamy. Kupujemy tylko słoiczek syropu z kosówki. Kolejką gondolową zjeżdżamy do Borowca, który jest najstarszym i największym ośrodkiem narciarskim Bułgarii. Powstał w 1896 roku, kiedy burmistrz pobliskiego miasta Samokov (12 km) wybudował tu pierwszą górską chatę, w nadziei, że tutejszy klimat pomoże jego chorej na gruźlicę żonie. Borowec posiada ponad 45 km tras narciarskich o różnym stopniu trudności w 3 regionach - Sitnyakovo-Martinov (8 tras), Markudzhik (4 trasy) i Yastrebets (3 trasy). Obsługują je wyciągi dywanowe, kilka krzesełkowych i orczykowych. Są też specjalne wyciągi dla dzieci. Jeździć tu można od połowy grudnia do kwietnia. Najchłodniejszym miesiącem jest styczeń średnia temperatura to minus 4,8 stopnia C. Borowec jest kurortem podobnym do alpejskiego, jest tu wiele hoteli, dyskotek, sklepów i restauracji. Postanawiamy skorzystać z jednej z nich. Jedzenie bardzo smaczne, ciekawie wygląda mieszanka warzyw i mięsa na podgrzewanym żeliwnym naczyniu, na którym to wszystko się jeszcze dosmaża. Pani która się nami zajmuje (z restauracji w której zatrzymaliśmy się na jakieś lokalne jedzonko) jest bardzo miła, ale jakoś chyba przeoczyła zamówienie Zosi. W ramach rekompensaty jesteśmy poczęstowani winem własnej produkcji restauracji. Okazuje się bardzo dobre i kupujemy małe 'co-nieco' na później...
Wracamy do Govedarci. Ponieważ coś nam się w drodze nie zgadzało, pytamy o drogę 10-12 letnią  dziewczynkę. Ta, po bułgarsku z wielkim przejęciem udziela nam informacji. Nie rozumiemy z jej wywodu absolutnie nic, ale mówi z takim przekonaniem, że nie mamy sumienia jej przerwać :) szkoda, że tego nie sfilmowaliśmy :). Jakoś w końcu trafiamy i udajemy się na zasłużony odpoczynek.

05.09.2013
Po porannym nerwowym pośpiesznym pakowaniu (no bo każda chwila droga) żegnamy już gościnną willę i Govedarci. Po drodze robimy jeszcze małe zakupy w lokalnym sklepiku. Przy okazji Marek zaobserwował jak 'mądre' bywają krowy. Idzie sobie taka rano przez wieś, zatrzymuje się przy znanej sobie bramie, za którą mieszka jej koleżanka. Ryczy. Gospodarz wypuszcza swoją i już we dwie idą po następną koleżankę. Gdy już się zbiorą, to na końcu wsi, pod sklepem, wzmacniając się odpowiednim napitkiem, czeka na nie pastuch, który prowadzi je wszystkie na pastwisko :) Fajne? Prawda ? :)

Govedarci - krowa
Rilski Ezera

Dzisiaj w pełni przekonamy się dlaczego Riła ma taką nazwę. Nazwa "Riła" pochodzi prawdopodobnie z języka trackiego i oznacza „górę pełną wody”. I tak faktycznie jest. Riła bogata jest w jeziora polodowcowe, których jest około 200 i gorące źródła bijące w strefach uskokowych u podnóża gór. W Rile biorą swój początek niektóre z najdłuższych i najgłębszych bałkańskich rzek, takich jak Marica, Iskyr i Mesta. Największym wodospadem jest Skakawica. Dzisiaj oglądać będziemy, bodaj najbardziej malowniczą część tego masywu a mianowicie  Sedem Rilski Ezera (dosł. „Siedem Riłskich Jezior”). Znowu korzystamy z wyciągu, tym razem krzesełkowego i przed 10-tą z  Pionierskiej (1520m n.p.m.) podjeżdżamy na wysokość 2150m n.p.m.do schroniska Rilski Ezera. I tu postanawiamy się rozdzielić. W planie mamy po południu zwiedzanie Rilskiego Monastyru. Natalia, Piotr i Tadeusz postanawiają tam dojść pieszo przez góry, my robimy małą pętelkę podziwiając jeziorka i okolicę. Odwiedzamy po drodze schronisko Sedemte Ezera. Kiedyś tu nocowałam, niewiele się zmieniło. Po drodze spotykamy parkę Polaków, z którymi wczoraj siedzieliśmy w restauracji w Borovcu, a gdy zamykamy nasze kółeczko i docieramy o 14.00 do górnej stacji kolejki, znowu ich widzimy w schronisku. Dzielą się nawet z nami naleśnikiem (?). Spożywamy  małe co nieco, wypijamy kawę i zjeżdżamy w dół. Przez Saparevą Banię, Dupnicę (dawny Stanke Dimitrov)  ruszamy do Rilskiego Monastyru. Okazuje się, że nasza dzielna trójka już tam jest. My docieramy o 17.20. Oni początkowo szli tak jak my, a potem wspięli się na Przełecz Razdeła, mijając najgłębsze w Rile jezioro - Okota.

Rilski Ezera
Rilski Ezera - schronisko
Sedem Rilski Ezera

No i potem podobno za sprawą i namową spotkanego pasterza zeszli ze szlaku (a na terenie parków tego robić nie wolno). Pasterz obdarowany scyzorykiem, napojony polskim piwem z puszki, serdecznie zapraszał na pieczonego barana. Ale ma się to odbyć w jakiejś ściśle nie określonej przyszłości. Podobno są namiary na pasterza, a więc trzeba będzie się tam wybrać :) A co się jeszcze działo podczas ich wędrówki? Nie wiem, nie było mnie tam, może sami by zdali relację :)
[Mogę krótko powiedzieć, że było naprawdę świetnie
nigdzie nie widziałem naraz tylu jezior w górach, a z tym zejściem ze szlaku to nie było tak do końca, bo w pewnym momencie szlak znikał i pojawiał się to tu, to tam w dwóch wariantach, aż w końcu zanikł. Napotkany pasterz po wydębieniu od Tadeusza noża pochwalił się nam swoim stadem (ponad 100 owiec i takich dużych kóz) i faktycznie zapraszał nas na pieczenie barana. Niestety z racji umówionego spotkania drugą grupą przy Rilskim Monastyrze musieliśmy z niego zrezygnować i przełożyć pieczenie na świętego nigdy ;-). Na szlaku było praktycznie pusto - spotkaliśmy tylko jednego Anglika i dwie sympatyczne Polki, które pochwaliły się, że zostały poczęstowane kawą w pobliskiej  bacówce. Niestety pasterze z bacówki (a właściwie szałasu), nas już tak sympatycznie nie przywitali wskazali nam tylko łaskawie drogę do Monastyru. Może to dlatego, że, w naszej grupce była przewaga facetów z niewiadomych przyczyn nazywana czasami płcią brzydką ? PR]

Rilski Ezera - spotkanie z pasterzem
Rilski Monastyr

W każdym bądź razie, szczęśliwie spotykamy się w Rilskim Monastyrze. Przytoczę tu nieco informacji, za stroną internetową „Klasztory na Bałkanach”. Rilski monastyr to największy i najbardziej znany klasztor znajdujący się na terenie Bułgarii. Założony został w latach 30tych Xw przez jednego z najbardziej znanych bułgarskich świętych, mnicha, pustelnika Iwana Rilskiego (876946r.). Pierwszy monastyr znajdował się wyżej na zboczu górskim w odległości około 6 km od obecnego. Do dziś nie pozostały jednak po nim prawie żadne ślady. Aktualna lokalizacja klasztoru związana jest z wiekiem XIV. Z tego też okresu pochodzi najstarsza budowla, znajdująca się na terenie monastyru tzw. Chreljowa kuła, budowana w latach 1334-1335. Jest to wysoka na 23 metry niemal o podstawie kwadratu (7,75m x 8,25m), potężna wieża obronna, wybudowana z ciosanego kamienia. Drzwi wejściowe na wysokości I piętra, wciągana drabina oraz malutkie otwory okienne dobitnie świadczą o tym, iż w przypadku sforsowania przez nieprzyjaciół bram klasztornych miała ona pełnić rolę bezpiecznego miejsca schronienia dla mieszkańców monastyru. Na jej ostatnim piętrze znajduje się mała kapliczka Przemienienia Pańskiego z wyjątkowej urody freskami. W 1844 roku bezpośrednio przy wieży dobudowano całkiem sporych rozmiarów dzwonnicę. Monastyr Rilski prócz swej podstawowej funkcji miał także pełnić rolę trudnej do zdobycia twierdzy, stąd wysokie mury oraz dwie potężne, solidnie okute żelazem bramy zwane dupniszką (od miasta Dupnica) oraz samokovską (od Samokov), strzegące dostępu na klasztorny dziedziniec. Klasztor od 1983r jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obecnie mnichów mieszka tu niewielu, teraz to głównie atrakcja turystyczna. Pamiętam jednak klasztor sprzed 30 lat. Wtedy jeszcze nie można było w nim nocować, mnichów było zdecydowanie więcej. Do dziś pamiętam ich chóralne śpiewy, na głosy, których słuchaliśmy świtem bladym. Specjalnie wtedy wstaliśmy chyba o 05.00 żeby „załapać się” na poranne modły. Do dziś czuję dreszcz na plecach :) Teraz obchodzimy krużganki, zaglądamy do głównej cerkwi pod wezwaniem Świętej Bogurodzicy, z pięknym ikonostasem. Muzeum niestety nie możemy zwiedzić, jest już zamknięte. A wielka szkoda. Pamiętam, że największe wrażenie zrobił na mnie „Krzyż Rafaela”. Wykonano go z jednego kawałka drewna (81× 43 cm). Mnich Rafael przy pomocy delikatnych dłut, małych nożyków i soczewek powiększających zdołał wyrzeźbić w tym niewielkim kawałku drewna 104 sceny religijne z 650 malutkimi figurkami. Praca nad tym arcydziełem trwała 12 lat, do r. 1802, kiedy to artysta stracił wzrok. A może to i dobrze, że nie wszystko zobaczyliśmy, będzie pretekst, żeby tu jeszcze wrócić.
Wieczorem dojeżdżamy do Banska, do miejsca naszych następnych noclegów. Okazuje się, że pensjonat Todeva Kszta wraz z „mehaną” (najstarsza restauracja w Bansku), mieści się w jednym ze starszych domów prawie w centrum zabytkowej części miasta. Właścicielką  jest Rosjanka, ale nad „interesem” czuwają Nadia i Mitko
mieszane małżeństwo - Rosjanka i Bułgar. Szalenie sympatyczni gospodarze. :) Ja wreszcie miałam możliwość pogadać sobie do woli po rosyjsku :) Pokoje mamy bardzo wygodne, a z okien widać cel jutrzejszej wędrówki- Piryn :). Zjadamy w „mehanie” kolację popijając lokalnymi trunkami i ruszamy na spoczynek.

06.09.2013

Dzisiaj zdobywamy marmurowe góry, bo tak można by określić Piryn. Jest zbudowany z granitów oraz skał przeobrażonych (m.in. właśnie marmurów, które sprawiają, że najwyższe szczyty mają urzekającą śnieżnobiałą barwę). Widok jaki mamy rano z okna - słońce oświetlające białego marmurowego olbrzyma zachęca do wędrówki.

Pirin (Пирин) to niewielkie pasmo górskie w południowo-zachodniej Bułgarii. Nazwa gór pochodzi od słowiańskiego boga grzmotów i piorunów Peruna. Ich długość wynosi około 40 km, natomiast szerokość około 25 km. Najwyższy szczyt Pirinu Wichren, wznosi się na 2914 m n.p.m. Dzisiaj, w nieco okrojonym składzie, parkujemy samochód przy trasie pomiędzy dwoma schroniskami Bynderica i Wichren.

Rilski Monastyr
Rilski Monastyr
Bansko
Bansko

Droga znajduje się w dolinie rzeki Byndericy. Schodząc w dół do schroniska zawdzięczającego swą nazwę rzece, nieświadomi tego faktu, mijamy obiekt-zabytek przyrody - Sosnę Bajkuszewa (bułg.: Байкушева мура znaną również pod nazwą Jodła Bajkuszewa) najstarsze drzewo rosnące w Bułgarii i jedno z najstarszych na świecie, datowane na około 1300 lat. Swoją nazwę drzewo zawdzięcza leśnikowi, który ją odkrył Kostadinowi Bajkuszewowi. Pisząc tę relacje, właśnie o tym doczytałam. No i co??? Trzeba jechać raz jeszcze ;) Spod schroniska, ścieżką u podnóża skał zmierzamy w górę zielonym szlakiem.

Na Wichren
Na Wichren

[Początkowo szlak wiedzie przez las, a im wyżej tym mniej roślinności, za to wiele różnych ciekawych okazów. Po dojściu do rozejścia szlaków (zielony na Premkata i czerwony na Wichren) nagi, olbrzymi szczyt Wichrena ukazuje się nam w całej okazałości. Napawamy się dość długo tym widokiem robiąc sobie dłuższy popas i kilka fotek, ale  w końcu kierujemy się przez przełęcz w dół w kierunku schroniska Wichren. Zbyszek jest niepocieszony, że nie weszliśmy na sam Wichren. Byli też inni chętni aby wejść na szczyt, ale z uwagi na różne zdania co do oceny możliwości czasowych zrezygnowaliśmy z tego pomysłu - po zejściu stwierdziliśmy, że niepotrzebnie, ale tam było już naprawdę za późno na powtórkę. Powtórzę za Ewą może trzeba tam wrócić ? PR]

Pod Wichrenem
Z Wichrena
Na Wichren

Ogromny marmurowy kolos zrobił na wszystkich wrażenie. Zejście wbrew pozorom nie jest, łatwe. Mamy szczęście, że jest idealna pogoda, sucho, świeci słońce i nie ma wiatru. Ale gdyby te kawałki marmuru, po których schodzimy, i które przesypują się nam pod nogami, byłyby mokre, nie byłoby tak wesoło. W razie potknięcia czy upadku nawet nie ma się czego chwycić. Stok bardzo ostro schodzi w dół rzeki. Za to widoki są niesamowite. Przed 15-tą docieramy do schroniska Wichren. Co niektórzy posilają się zupą bobową (po naszemu fasolowa) popijając palinką i wracamy z buta do auta po czym zjeżdżamy do Banska.
Po odświeżeniu się krótkim odpoczynku idziemy obejrzeć miasto, liczące sobie około 9 tys. mieszkańców, ale w sezonie ludzi jest tu zdecydowanie więcej. Dawniej Bansko słynne było głównie z hodowli zwierząt i handlu. Obecnie jest centrum turystycznym i dużym ośrodkiem sportów zimowych. W 2007r było organizatorem Mistrzostw Europy w Biathlonie. Dysponuje imponującą bazą noclegową i znakomitym zapleczem turystycznym - szkółki narciarskie, wypożyczalnie sprzętu, wyciągi narciarskie. To zimą. Ale i latem można tu fantastycznie spędzić czas odpoczynku, jest gdzie spacerować. Właścicielami części pensjonatów są bogaci Rosjanie, którzy tu inwestują swoje pieniądze. Widać też całą masę niedokończonych budowli, to efekt 2009r i panującego wtedy kryzysu. Po wycofaniu się inwestorów władze miasta nie bardzo wiedzą co z nimi zrobić. Ale nas nie interesuje ta nowa część miasta. Wcale nam się nie podoba. Wolimy zanurzyć się w wąskie uliczki starego Banska, z bardzo charakterystyczną zabudową. Domy tworzą wąskie korytarze, na podwórka nie bardzo da się zajrzeć przez szczelnie zamknięte bramy. Na nich to, prawie na wszystkich, kartki ze wspominkami o zmarłych którzy w tych domach kiedyś mieszkali. Taki bułgarski (lokalny ?) zwyczaj.

Bansko
Bansko
Bansko - kobiety
Bansko - impreza w mehanie

Przed bramami, na uliczkach „kluby dyskusyjne” - ławki, krzesełka i siedzące na nich staruszki ;) Oglądamy też  galerie z obrazami, podziwiamy bułgarską ceramikę - kubeczki, talerzyki, garnki, korytka, łyżki, poza tym oczywiście olejki różane, mydła także różane, obrusy i inne materiały. Dzień kończymy fantastyczną zabawą (tańce, hulanki, swawole ;) w „mehanie”  Nadii i Mitko, w rytmie zespołu Czajf  i Wierki Sierdiuczki. Tak w ogóle, to 06.09 jest narodowe święto Bułgarii - Dzień Jedności Narodowej - więc była też okazja do świętowania :-).

07.09.2013
Dzisiaj ruszamy na wycieczkę objazdową wokół Pirynu. Pierwszy cel podróży to  Melnik. Dojeżdżamy doń mijając po drodze winnice i przepięknie położone na stokach wzgórz wsie. Miasteczko Melnik to najmniejsze, pod względem liczby ludności miasto, ale niewątpliwie najpiękniej położone u stóp Pirynu. Otoczone jest przez piaskowcowe skały, którym erozja nadała niezwykły wygląd (tzw. Piramidy Melnickie). Od 1968r Melnik jest miastem muzeum, w którym aż 96 budynków uznano za zabytki.

Pod Melnikiem
Melnik

Dojeżdżamy około 11-tej i wzdłuż płynącej rzeczki (w tej chwili prawie wyschniętego strumyczka) idziemy główną ulicą , która prowadzi coraz wyżej. Jak na typowo turystyczne miasteczko przystało po drodze mijamy knajpki, sklepiki z pamiątkami no i stragany, a na nich bogactwo miodów, owoców w miodzie, przeróżnych tureckich słodkości, no i oczywiście wina. Wszak Melnik z tego słynie. Na olbrzymim obrotowym rożnie piecze się baran. Po stromych schodach wspinamy się dość wysoko do tzw. „piwniczki”, gdzie można skosztować różnych gatunków win i potem oczywiście dokonać zakupu. Wchodząc możemy podziwiać rosnące figowce, a na nich owoce figi. Oglądamy liście i zastanawiamy się jak Adam mógł sobie czymś takim zasłaniać to i owo. Albo mu wystawało, albo XXS ;). [A będąc przy temacie ciekawi mnie bardziej czy figi mają coś wspólnego z damską wersją skromnego odzienia ? PR]

Melnik
Melnik - figi

Po degustacji i zakupach, lekko rozbawieni schodzimy na dół. Po drodze mijamy 800-letni platan o średnicy pnia prawie 9m. Wypijamy kawę i jedziemy podziwiać położony opodal Monaster Rożeński - jeden z nielicznych średniowiecznych zachowanych w Bułgarii. Tworzy go niewielki dziedziniec (cały przykryty winoroślą z dorodnymi gronami winogron) otoczony zabudowaniami mieszkalnymi, pośrodku których stoi cerkiew z której słynie monastyr. Pochodzi ona  z XVI w. Cenny bardzo jest też   znajdujący się w niej wspaniale rzeźbiony  ikonostas oraz freski, zdobiące zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne ściany świątyni. Freski wewnętrzne pochodzą także z XVIw. i w większości przedstawiają sceny z życia Jezusa po zmartwychwstaniu. Niestety wewnątrz nie wolno robić zdjęć. Wszędzie  tłumy  zwiedzających. Nie lubimy specjalnie tego, więc zwiedzanie nie zajmuje nam zbyt wiele czasu milej jest posiedzieć na dziedzińcu podziwiając kunszt malarski artystów którzy zdobili cerkiew z zewnątrz. Monaster często dawał schronienie regionalnym rewolucjonistom i aktywistom, m.in. słynnemu Jane Sandanskiemu, macedońskiemu (choć uznawał się za Bułgara) partyzantowi, walczącemu o niepodległość Macedonii, który zginął w pobliżu monasteru 22 kwietnia 1915 r. i został w miejscu śmierci pochowany (obok cerkwi, św Cyryla i Metodego)  Schodząc do samochodu zatrzymujemy się przy jego grobie.  Sandanski jest do dziś uznawany również za bohatera narodowego w Macedonii, był także czczony w czasach komunizmu w Bułgarii (m.in. komunistyczne władze Bułgarii w 1949 r. przemianowały miasto Sveti Vrach leżące niedaleko na nazwę Sandanski co zostało zresztą do dziś).

Monaster Rożeński
Jane Sandanski - grób

A napis na jego grobie brzmi tak: „Żyć to znaczy walczyć: dla niewolnika o wolność, dla człowieka wolnego - o doskonałość”. Po drodze podziwiamy  cud natury przepiękne skalne piramidy uformowane w wyniku naturalnych procesów wietrzenia skał i erozji. Jedziemy w stronę Goce Delcev, bardzo krętą i bardzo wysoko prowadzącą drogą i mijając to miasteczko docieramy po 16-tej do celu naszej podróży czyli Kovacevicy. A w niej jakby świat się zatrzymał. Historia wsi łączy się z działalnością rewolucyjną w okresie panowania osmańskiego. Wiele z zachowanych do dziś domów (ponad 100) służyło za schronienie wielu rewolucjonistom. W 1977r utworzono tu rezerwat architektoniczny. Autentyczność wioski przyciąga filmowców tak więc nakręcono tu nawet kilka filmów historycznych.

Kovacevica
Kovacevica

Faktycznie, olbrzymie, przypominające twierdze domy, są pięknie utrzymane. Zachowało się wiele pieknych architektonicznych detali. W domach mieszczą  się hotele, pensjonaty, restauracje. Na bramach  znowu oglądamy wspomnienia o zmarłych. Robimy masę zdjęć, za każdym zakrętem jest coś wartego uwiecznienia. W małym sklepiku kupujemy niewielki album o Kovacevicy. Starszy pan, który nam go sprzedaje mówi, że bywał w Polsce służbowo - w Zielonej Górze :) Ale to nie jedyny polski akcent tego dnia. Spotykamy młode małżeństwo z Bielska Białej z dwójką dzieci i psem. Dzieci mogą mieć około 3-4 lata. Podróżnicy :) :) :) W stylizowanej na bardzo narodową, obficie obwieszonej papryką knajpce zjadamy pyszny obiad. Nie pamiętam co jedli inni (różne dziwne rzeczy), ale moje grillowane bakłażany w sosie jogurtowo-ziołowo-czosnkowym były przepyszne. Przy wyjeździe zatrzymujemy się jeszcze przy straganie z dywanikami i serwetami.

Dziewczyny na ławce - po bułgarsku ;-)
Kanjpka w Kovacevicy

Wracamy do głównej drogi, mijając po drodze mniejsze wsie. Obserwujemy ciekawe obrazki np. „przedpotopowe” pojazdy, staruszkę na koniu, albo konie objuczone wiązkami drewna. Folklor :) W końcu wieczorkiem, po objechaniu Pirynu dokoła, wracamy do Nadii i Mitki do Banska. Spędzamy z nimi miły, ale pożegnalny wieczór. Jutro ruszamy na wschód.


Koniec cz. I - EwaCz



Zdjęcia do relacji są tu: Galerii 2013


Kanjpka w Kovacevicy


To jest 1-sza część relacji Ewy - jak przygotuje 2-gą to postaram się ogarnąć i w miarę szybko umieścić na stronie (ale to na razie tylko obiecanki ;-)

część II


A tu są linki do 'śladów' z wypraw w góry:
Riła - Musała
Riła - 7 Ozera - Monaster Rilski
Pirin - Pod Wichren
...i jeszcze inne:

Transalpina
Rejs po Dunaju
Kovacevice - spacer



>^..^<
PiotrR

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego