Menu główne:
Było to długo odkładana realizacja planów zwiedzenia mniej znanych turystom miejsc starego Gdańska z licencjonowanym przewodnikiem. Spotkanie wyznaczone zostało przy kościele św.– stawili się wszyscy, którzy się zadeklarowali – również Ewa – nasz przewodnik, która choć mocno zestresowana obiecała, że da z siebie wszystko. Rozumiałem jej niepokój, ponieważ sam też wolałbym oprowadzić 5 wycieczek z obcymi mi ludźmi, niż jedną dla znajomych i przyjaciół ;-). Z uwagi na odprawiane nabożeństwo planowaliśmy odwiedzić świątynię wracając i udaliśmy się wzdłuż Długiego Pobrzeża, wysłuchując zarysu historii miasta i jego mieszkańców. Nie pomnę już dokładnie, ale Ewa zaprowadziła nas po drodze do zaułka Zachariasza Zappio, gdzie między innymi mogliśmy ujrzeć groźnie wyglądające wychylenie ściany wschodniej kościoła. Nieco dłużej zatrzymaliśmy się przy Żurawiu podziwiając z dołu jego mechanizmy napędowe używane niegdyś do podnoszenia ciężkich ładunków i masztów. W tle straszy nadal nie zagospodarowana część Ołowianki – wyspy, na którą można się dostać (niegdyś zwodzonym) Zielonym Mostem.
Idąc dalej Długim Pobrzeżem przez Zieloną Bramę weszliśmy na dawny Trakt Królewski na Długi Targ, gdzie przy lewej pierzei stoi kolumna Daniela Gabriela Fahrenheita – twórcy odpowiednika używanej u nas skali Celsjusza. Ewa podała nawet przelicznik stopni z „Farenheitów” na „Celsjusze”, ale chyba słabo uważałem, bo nie zapadł mi w głowie (na szczęście jest Internet i tam znalazłem:[°C] = 5/9 × (t [°F] - 32 ) lub w druga stronę: t [°F]= 9/5 × t [°C ] + 32). Nie wiem czy to się komuś przyda czy nie, ale podaję z uwagi na własne doświadczenie. Otóż nabyłem na początku lat 90-tych (gdy urodziło nam się dziecko) nowinkę jaką był w ówczesnych czasach termometr elektroniczny, który mierzył temperaturę dokładnie i szybko, ale jak się okazało podawał ją właśnie w używanych przeważnie przez Anglosasów Farenheitach. No i tu przydał się właśnie przelicznik na Celsjusze, który w formie pisanej do dziś leży w opakowaniu z termometrem i od czasu do czasu (oby jak najrzadziej) jest używany ;-) Przez ulicę Mieszczańską dostaliśmy się na ulicę Ogarną, gdzie wmurowana jest tablica, którą oznakowany jest dom gdzie urodził się Fahrenheit.
Przechodząc tunelem pod Podwalem Przedmiejskim opuściliśmy Główne Miasto i znaleźliśmy się w rejonie rzadko (lub wcale) odwiedzanym przez turystów. Oczom naszym ukazała się bryła nadal remontowanego (odbudowywanego) kościoła św. św. Piotra i Pawła pod którym znajduje się ciekawy krzyż z tufu wulkanicznego przekazanego przez duszpasterstwo ormiańskie. W okresie reformacji był to główny kościół kalwiński. Wysoka wieża kościelna (jak wiele innych w mieście) służyła jako miejsce obserwacji wyspy spichrzów, która była gdańską skarbnicą, kryjącą bogactwa w postacie zboża i innych towarów. Przy okazji wysłuchaliśmy romantycznych opowieści o Janie Uphagenie i jego miłości do bliskiej kuzynki oraz o Jakubie Made (księdzu) i wybrance jego serca Annie Rastenberger. Ewa napomknęła również o dawnych ustawach antyzbytkowych (nie mylić z zabytkowymi ;-) Wyjaśniła nam również etymologię nazwy ulicy Kocurki, przy której stoi kościół oraz Żabi Kruk, która różni się trochę od tej podawanej w Legendach Gdańskich Jerzego Sampa. Z uwagi na odbywające się nabożeństwo postanowiliśmy wejść do środka w drodze powrotnej. Przechodząc w stronę kościoła św. Trójcy mijaliśmy miejsce (na rogu ul. Rzeźnickiej), gdzie były dawniej tzw. ławy mięsne, a następnie gdańska pikieta – odpowiednik angielskiego Hyde Parku, gdzie każdy mógł wygadać się na każdy temat.
W pobliżu Domu Galeriowego przylegającego do kościoła św. Trójcy usłyszeliśmy ciekawe historie o dawnych mieszkaniach uboższej części ludności dawnego Gdańska oraz, że przy dzisiejszej ul.ładki znajdował się niegdyś Zajazd Pod Trzema Murzynami, w którym ponoć w 1827 przebywał m.in. Fryderyk Chopin. Skąd wzięła się nazwa nie bardzo wiadomo do dziś. Na miejscu zajazdu powstała następnie Victoriaschule - szkoła dla panien, która stała się miejscem kaźni polonii gdańskiej we wrześniu 1939 roku.
Przechodząc przez park przylegający do kościoła minęliśmy obelisk reklamujący Muzeum Narodowe - pomnik z 1923 roku postawiony z funduszy hrabiny Caroliny von Manstein upamiętniający Piąty Regiment Grenadierów Króla Fryderyka I. I tu następna romantyczna historia – pomnik powstał ponieważ hrabina była w młodości nieszczęśliwie (?) zakochana w jednym z grenadierów. Do kościoła przylega zespół pofranciszkański, w którym obecnie znajdują się zbiory Muzeum Narodowego ze słynnym „Sądem Ostatecznym” Hansa Memlinga.
Idąc w stronę Małej Zbrojowni po lewej minęliśmy duży ceglany budynek - dawny budynek Arbeitsfrontu rozbudowany w 1942 dla niemieckiej organizacji Todtt. Dziś budynek zajmują urzędnicy Urzędu Wojewódzkiego.
Kilkadziesiąt metrów od niego znajduje się, również dość duży, ceglany budynek, w którym obecnie znajduje się CKUME (Centrum Kształcenia Ustawicznego Mechaników i Elektryków) i TME (Technikum Mechaniczno Elektryczne). Pierwotnie był to budynek koszar, ale po 1920w wyniku demilitaryzacji - dzięki Stanisławowi Przybyszewskiemu powstało tu gimnazjum polskie. Jak widać jest to uczelnia z tradycjami, ale ja darzę szczególnym sentymentem z innego powodu. To właśnie tu z kolegą Tadeuszem (również uczestniczącym w tej wycieczce :-) udało nam się „zrobić” maturę oraz uzyskać tytuł technika. Z ciekawostek nt. budynku usłyszeliśmy, że tu właśnie nieślubna córka Stanisława Przybyszewskiego napisała słynną „Sprawę Dantona”.
Zaraz za boiskiem szkolnym znajdował się Bastion Wijbego, do którego budowy została zbudowana pierwsza kolejka linowa, która zwoziła ziemię z Biskupiej Górki. Niestety został zniwelowany pod koniec XIX wieku.
Idąc w stronę Placu Wałowego po lewej stronie za Basztą Białą (obecnie użytkowaną przez Klub Alpinistyczny) stoi spory budynek z żółtej cegły, w którym niegdyś znajdowały się koszary V Pułku Grenadierów. Gdańsk do XIX wieku był miastem militarnym, w którym było więcej koszar – byli jeszcze husarzy we Wrzeszczu, piechurzy na Sadowej i kilka innych. Budynki koszar nawiązują do architektury Karla Schinkla (jego realizacje w Gdańsku to Poczta Polska, kościół na Orunii – Salezjanie, budynek dawnego gimnazjum na Targu Maślanym). Z zabudowaniami dawnych koszar związana jest większość uczestników wycieczki, ponieważ gdy budynki w całości zajmowały GZE Unimor (produkujące m.in. telewizory Neptun) pracowaliśmy w nich prawie wszyscy. Obecnie po rozpadzie Unimoru budynek zajmowany jest m.in. przez Urząd Marszałkowski, Urząd Skarbowy i kilka innych podmiotów. W pobliżu firmowego parkingu znajduje się wspaniały przykład domu szachulcowego, który pomimo wieku i stanu nadal dzielnie służy swoim mieszkańcom ;-). Dzisiejszy Plac Wałowy to dawny plac przeznaczony na musztrę z budynkiem komendanta placu, który zapewne nieraz z okien przyglądał się przeprowadzanej musztrze, a może i sam brał udział w tej swoistej „nauce chodzenia”. Do Placu Wałowego przylega teren Małej Zbrojowni projektu Georga von Strachvitza, gdzie obecnie znajduje się wydział rzeźby ASP w Gdańsku. Na jej murach zobaczyć można przepięknie oddany herb gdańska.
Ulicą Dolna Brama dochodzimy do pięknej, wtopionej w potężne wały ziemne, kamienno-ceglanej Bramy Nizinnej z 1626autorstwa Jana Strakowskiego, pod którą nadal przetacza się dość spory ruch samochodowy, a w której zachowane są jeszcze oryginalne skrzydła wrót. W najbliższej przyszłości planowane jest zamknięcie bramy dla ruchu samochodowego. Brama wbudowana jest w ciąg wałów łączących się z jedynym starowłoskim bastionem - bastionem Gertrudy, który zawiera w sobie kazamaty. Pozostałe bastiony to tzw. bastiony holenderskie. W najlepszych czasach fortyfikacji gdańskich było ich 20! Ciąg 14 bastionów od wschodu i południa otaczał Opływ Motławy, który możemy podziwiać wchodząc na któryś z pozostałych jeszcze bastionów. Z ich koron roztaczają się widoki na żuławskie pola ciągnące się w kierunku Oruni, z drugiej zaś na część panoramy gdańskiej. Od pozostałości dawnego Dworca „Brama Nizinna” na pierwszym planie, na który pierwszy pociąg w 1852 roku przyjechał z Tczewa wioząc m.in. króla pruskiego, aż po Biskupią Górkę z górującą wieżą zdobioną dużym herbem z wysuniętych z płaszczyzny ściany cegieł.
Z bastionu Żubr (zwanego niegdyś Turem) zeszliśmy do (czynnej do dziś) Śluzy Kamiennej, której projektantami i budowniczymi byli Holendrzy z Fryzji pracujący pod nadzorem Jana Strakowskiego (1619-23). Śluza pomagała w obronie miasta przed powodziami, a drugą stronę Żuław przed tzw. cofką (gdy stan morza się podnosił). Przy śluzie widać ruiny zabudowań młyna wojennego, który uruchamiany był w tzw. sytuacjach kryzysowych. Ciekawostką językową (oraz dla oczu) okazały się być kamienne „dziewice” Carpentiera, które zdobią kamienne grodze, zakończone ”świńskimi łbami”, prowadzące do śluzy. Za nimi z kolei drzewiej znajdował się targ kapuściany – i tu następna ciekawostka – w tamtych czasach liście kapusty bardzo często służyły również do celów higienicznych ;-) Przechodząc wzdłuż kanału ul. Dobrą minęliśmy stojący tu jeszcze pierwszy dom dla ubogich zbudowany przez fundację Abbego (są też inne przy ul. Grunwaldzkiej w pobliżu sklepu Lidl).
Mostem Toruńskim (zwanym tak od cumujących w pobliżu barek z Torunia), mijając po lewej zabudowania Dworca „Brama Nizinna”, udaliśmy się ponownie w stronę kościoła św. św. Piotra i Pawła.
Niestety i tym razem nie dane nam było podziwiać go od środka - zaraz po wejściu ksiądz poprosił nas o opuszczenie świątyni, ponieważ miał jakieś pilne sprawy do załatwienia i musiał zamknąć kościół. No, ale my tam jeszcze wrócimy ;-) Pozostał nam jeszcze kościół Św. Trójcy, w którym bez żadnych przeszkód mogliśmy podziwiać odnowione prezbiterium (kościół Wieczerzy Pańskiej), z ołtarzem głównym zdobionym wizualizacją wizji św. Franciszka na górze Alwernii (podczas tej wizji św. Franciszek otrzymał stygmaty) oraz Chrystusem jako Serafinem z ognistymi skrzydłami. Ciekawostką był schowek na Najświętszy Sakrament umieszczony nietypowo bo nie w centrum, a z boku ołtarza. W prezbiterium znajduje się wiele ciekawych elementów jak zabytkowe stalle, herby na zabytkowym lektorium, posąg św. Olafa oraz podpis samego Heveliusa wydrapany na drewnianym siedzisku zabytkowej XVI-wiecznej stalli. W kościele głównym z kolei znaleźć można między innymi epitafium Jana Bernarda Bonifacio d'Oria (bibliofila - dzięki zbiorom którego powstała gdańska biblioteka). Pięknym elementem zdobiącym świątynię jest robiąca niesamowite wrażenie gotycko-renesansowa, najstarsza ambona w Gdańsku. Z kolei w kaplicy św. Anny, zbudowanej na polecenie Kazimierza Jagiellończyka, mogliśmy podziwiać przepiękne sklepienie, obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej przywieziony z Wilna oraz polskie napisy na znajdującej się tam ambonie.
Gdy wróciliśmy do kościoła św. Jana, udało nam się jeszcze zobaczyć wnętrze odnawianej świątyni z przepięknym ołtarzem z 1611 roku autorstwa Abrahama van den Blocka. Na pożegnanie Ewa zwróciła nam uwagę na dziwne dziurki w murze przy wejściu do kościoła, które powstały od rozniecania ognisk w Wielką Sobotę przy pomocy tzw. świdrów ogniowych (co to jest? Więcej).
W imieniu wszystkich uczestników chciałbym w tym miejscu bardzo podziękować Ewie za ciekawą wycieczkę i poświęcony czas.
Tekst ten powstał z pomocą notatek uzyskanych od Ewy, ale jeśli coś jest przekręcone, nieprawdziwe lub zmyślone to na pewno jest to tylko moją winą, ponieważ dokładając swoją oprawę mogłem co nieco pomieszać. Jeśli znajdą się tu jakieś nieścisłości to w miarę możliwości i wiedzy postaram się je uściślić ;-)
PiotrR
PS. Do tej wycieczki mam niestety mało fotek, ponieważ miałem z sobą przez ‘przypadek’ dziwny obiektyw (córa odpięła ‘spacerówkę’ a do mojej puszki podłączyła obiektyw portretowy).Brak mi szczególnie fotek z kościoła św. Jana i spod kościoła św. św. Piotra i Pawła . Byłbym wdzięczny za podrzucenie 2-3 fotek.