Menu główne:
To już chyba ostatnie dni, aby skorzystać z przepięknej zimy w naszych okolicach, więc postanowiliśmy jeszcze przed wyjazdem do Austrii poruszać się trochę na biegówkach. Niestety „Zbyszki” wyjechali do rodziny, „Piotry Ż” udali się na pozimowy przegląd do Kibasówki, a „MCHy” nie mieli ochoty na żaden ruch po wczorajszych próbach w terenie. Może nie wszyscy jeszcze wiedzą, ale Marek jak postanowił – tak zrobił: zakupił narty biegowe dla całej rodziny. Co prawda Ola nie ma jeszcze butów, ale to tylko kwestia dni. Tak więc na następny sezon będzie nas (czyli biegaczy narciarskich) więcej o przynajmniej 3 osoby. W imieniu moim i pozostałych – gratulujemy i cieszymy się ogromnie.
Wracając do tematu – próbowaliśmy do biegania zaprosić właśnie Marka z Alkiem. Ale jak Marek powiedział, że wczoraj w okolicach Tczewa wypróbowywali z Alkiem nowo nabyty sprzęt i czuje się dość mocno poobijany i bardziej potrzebuje „balkonika” niż biegania – nie namawiałem bardziej, ponieważ rozumiem go dobrze. Pamiętam jak się czułem po próbach nauki jazdy na nartach zjazdowych ;-)
Z braku chętnych pojechaliśmy sami – jak zwykle do Przywidza licząc na to że został choć ślad po naszych śladach z poprzednich wypadów. Naszych śladów oczywiście nie było już widać, ale były całkiem ładne ślady pozostawione przez innych biegaczy i pomimo rozdeptania przez spacerowiczów (lepiej im się chodzi po udeptanym), biegło się całkiem lekko. Pogoda była zmienna.
Gimnastyka ? Serfowanie ? ...?
Chwilami padało całkiem gęsto...
Jak przyjechaliśmy to trochę się chmurzyło, jednak po półgodzinie wyszło słońce i całkiem mocno zaczęło przygrzewać. Z kolei po około godzinie zachmurzyło się ponownie i zaczął padać śnieg. Trzeba było lekko nasmarować narty, bo zaczął kleić się do ślizgów. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zrobiliśmy taki sam dystans jak ostatnio, czyli dookoła jeziora do biwakowiska i z powrotem tą samą trasą
Gdy wracaliśmy do samochodu, przyjechał kolega Tadeusz z nartami i chęcią poruszania się trochę po śniegu. Krysia już „nabiegana” postanowiła wracać do domu, a ja skorzystałem z okazji i pobiegłem jeszcze raz ten sam odcinek z Tedim. Pogoda niestety już nie była tak ładna jak wcześniej i padało prawie cały czas. W pewnym momencie padało już tak mocno, że widoczność była ograniczona tylko do kilku metrów, a wracając nie widzieliśmy prawie naszych śladów - były już zasypane świeżym śniegiem.
Może jednak ta zima
jeszcze trochę potrwa ?
PiotrR