Menu główne:
Ale to już było... > Kajaki
Słupia - "spływik" 30.07.2011 - "Z ogórkiem curry przez Rynnę Sulęczyńską"
Zapowiedzi były szumne. Trzydniowy spływ Kanałem Ostródzko-Elbląskim z noclegami pod namiotami. Rzeczywistość zweryfikowała nasze plany. Impreza nie trzydniowa, a jedno- a właściwie półtoradniowa. Nie Kanałem, a Słupią i z noclegami nie pod namiotami, a w żakowskiej „Kibasówce”. I co? I super! Było naprawdę sympatycznie i jest o czym do dzisiaj wspominać.
Spotkaliśmy się w Żakowie w sobotę 30 lipca 2011 r. przed południem. Stawiła się 11-osobowa ekipa w składzie: Piotr z Krysią, Natalia z Wojtkiem, Gosia z Januszem, Jolanta z Wirgiliuszem, Jola z Robertem i Piter (w czasie spływu solo, a wieczorem dołączyła Zosia). Z Żakowa udaliśmy się na przystań kajakową w okolicach Sulęczyna. Wyposażeni w wiosła i kapoki zasiedliśmy w kajaczkach. Zeszłoroczni debiutanci mogli tym razem pochwalić się profesjonalnymi, nieprzemakalnymi workami, których zdecydowanie zabrakło na Brdzie ;-)
Ruszyliśmy z impetem mając na względzie zasłyszaną wcześniej opinię Zbyszka, że Słupia to rzeka łatwa i przyjemna. Po kilkudziesięciu metrach spotkała nas pierwsza niespodzianka – kamienisty próg i dosyć wartki nurt. Zdziwienie, które wymalowało się na naszych twarzach nie opuszczało nas do końca spływu. Okazało się, że Słupia na tym odcinku przypomina rzekę górską: szybki prąd, duże spadki do 4 ‰, dno usłane kamieniami, liczne powalone drzewa, kamieniste progi…
Etap z Sulęczyna do Gałęźni Małej nie bez powodu znajduje się w wykazie górskich szlaków kajakowych. O czym niektórzy dowiedzieli się po zakończeniu spływu J Pierwsza część wyprawy zakończyła się po przepłynięciu 13,5 km w czasie ok. 5 godzin i dopłynięciu do Byliny.
Po przewózce kajaków i części ekipy na przystań w Sulęczynie, pięciu śmiałków zdecydowało się na spłynięcie słynną Rynną Sulęczyńską (niestety brak dokumentacji fotograficznej – przyp. PR). Bardzo się cieszę, że znalazłem się w tej piątce, bo wrażenia były niesamowite, a podniesiony poziom adrenaliny utrzymuje mi się do dzisiaj. Wystartowaliśmy przed mostem w centrum Sulęczyna. Pierwszy popłynął Wojtek i już na samym początku jego „jedynka” nie zmieściła się między kamieniami, a ścianą mostu. Szybko uporał się z przeszkodą i pomknął dalej. Po chwili równie szybko zniknęli nam z oczu Wirgiliusz z Piotrem. Przyszła kolej na mnie i Pitera. Uporaliśmy się z wiaduktem i wypłynęliśmy na dalszy, całkiem spokojny odcinek. Później zakręt w prawo pod kolejnym mostem i zaczęło się… Coraz szybszy nurt i coraz więcej kamieni. Pędziliśmy starając się omijać przeszkody i wszystko szło sprawnie aż do wąskiego gardła pod małym mostkiem. Nie trafiliśmy w nie i kajak zablokował się w poprzek nurtu rzeki nabierając wody do środka. Cóż, jako młodszemu załogantowi pozostało mi wskoczyć do rzeki i odholować kajak do brzegu. Po chwili pomogli nam Piotr z Wirgiliuszem, (którzy obserwowali z góry nasze zmagania) i opróżniliśmy nasz sprzęt z nadmiaru wody. Teraz pozostało nam zmierzyć się z właściwą rynną, znaną z filmików umieszczonych w Internecie. Łatwo nie było, ale udało się! Później jeszcze tylko dwie przenoski i tryumfalny powrót na przystań :-)
Po przyjeździe do „Kibasówki” było o czym opowiadać przy smacznym grillu, różnych gatunkach „wody rozmownej” i pysznych przekąskach przygotowanych przez nasze panie. Przebojem wśród nich wybrane zostały ogórki curry wyprodukowane przez Jolantę i odtąd niezmiennie kojarzyć mi się będą z szalonym spływem Rynną Sulęczyńską.
W imieniu wszystkich uczestników spływu serdecznie dziękujemy Zosi i Piterowi za zorganizowanie imprezy i ugoszczenie nas na swojej daczy.
Do zobaczenia na kolejnej, jak zwykle udanej, wyprawie!
RobertS
Więcej fotek w Galerii