Menu główne:
Ale to już było... > Narty
BORMIO - Dolina Alta Valtelina 29.03-05.04.2008
Alta Valtelina i Bormio to pierwsza nasza wspólna wyprawa na narty w Alpy. Przecieraliśmy szlaki tylko we czworo – Zosia, Piotr, Zbyszek i Ewa.
Dla „zachęty” chłopcy załatwili nam hotel GIRASOLE 2000 położony jak marzenie, tuż przy wyciągach na wysokości 2000m npm. wraz z pełną wyżerką, sauną i jacuzzi. Kupili nas całkowicie! Z hotelu wychodziliśmy ubrani prosto do wyciągu.
Pierwszy dzień miał być „lightowy” - przeznaczony na aklimatyzację ale okazało się, że łatwe szlaki są zbyt zatłoczone, więc zaczęliśmy od czarnych tras na wysokości 3012m npm. Według Zosi zjechać można z każdej górki, trzeba tylko dużo skręcać – trzymałam się tych rad i udało się! Przebojem był jak zwykle tekst: „Ewa! Odpoczęłaś już? - to jedziemy dalej” – właśnie w chwili, gdy docierałam do grupy. Pogoda nam dopisała. Nosy były spalone od słońca – musiałyśmy wydać euro na kremy z wysokim filtrem.
W poniedziałek było cudownie – całe góry tylko dla nas. A przejazd świeżo wyratrakowanymi trasami bajeczny. Wieczorem Bormio przywitało Polaków Festynem na starówce, z winem i wódeczką.
Nieszczęsnej grappy nie polecamy – do dziś stanowi pamiątkę w naszym barku. Lokalne specjały - szynkę, sery oraz muzykę i tańce degustowaliśmy do północy.
Bormio to stare, wczesnośredniowieczne miasteczko, urocze wąskie uliczki, każdy wolny sufit zamalowany jest freskami, a każde okno obramowane okiennicami.
Alpejskie trasy sprawdzaliśmy też w Isolaccii. Widoki niezapomniane, puste stoki i wyciągi wożące właściwie tylko nas. Tam poczułam przyjemność jazdy z dużą prędkością. Piotrek kontemplował przyrodę, a Zbyszek z Zosią wspinali się na szczyty (ciekawość – co widać za tą górką - a tam wszędzie góry i góry). Morze gór !!!!!!!!!!!
Pojechaliśmy też sprawdzić znane Krzyśkowi Livigno. Przywitało nas mgłą i mżawką, ale szklaneczka bombardino ośmieliła nas (Zosię i mnie) i namówiłyśmy facetów na wjazd na szczyt (2360m npm). Była to karkołomna decyzja. Zadymka i mgła sprawiły, że gubiliśmy trasę i z trudem zjechaliśmy w dół. Nie warto ryzykować życia – duszę mieliśmy na ramieniu.
W Bormio Zbyszek miał największą frajdę zjeżdżając z 3000m npm. na 870m npm. bez przystanków. Niezły wyczyn!
Pamiętne były też kolacje, gdzie przy zamawianiu dań na następny dzień Piotrek doprowadzał kelnera do rozpaczy pisząc w zamówieniach wyrażenia matematyczne np. 1 lub 2, a dobił go tekstem, że „najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”.
Cztery wieczory spędziliśmy w saunie i jacuzzi, co było świetną odnową biologiczną po dniu na stoku.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy Garmisch-Partenkirchen w Niemczech - śliczne bawarskie miasteczko w którym uwagę zwracają malowidła na domach ze scenami biblijnymi.
Dziękuję Zosiu za to, że zawsze na mnie czekałaś i za cenne rady. Dzięki Tobie odkryłam piękno narciarstwa!
Ewa
Pozostałe fotki można obejrzeć w Galerii