Menu główne:
Ale to już było... > Inne - mieszane
Kolbudy - kwiecień 2005
W marcu Zosia wpadła na pomysł, żeby pojechać na drezyny do Kolbud, co spotkało się ze sporym zainteresowaniem, ponieważ nikt wcześniej drezynami nie jeździł. Pojechaliśmy, więc na początku kwietnia.
Nasze drezyny były pierwszy raz użyte po zimowym garażowaniu. Mężczyźni, ci starsi i ci młodsi, na polecenie szefa od drezyn, wyciągnęli je z hangaru i postawili na szynach. Wprowadzanie drezyn w ruch wcale nie jest takie proste, jak to wygląda na kreskówkach. Na szczęście było wielu mężczyzn, tych dużych i tych mniejszych - ale silnych. Chwilami rzeczywiście, jak w kreskówkach, wajcha sama pracowała, a drezyna mknęła, ale tylko wtedy, gdy był spadek terenu (krótko mówiąc, gdy było z górki). Gdy teren się podnosił (na oko nie było to widoczne) trzeba było wiele potu, żeby drezyna się przesuwała, a jak to nie wystarczyło, ‘siłacze’ zsiadali i popychali ją ręcznie
Ciekawe, czy tak jest zawsze? Prawdopodobnie w sezonie, gdy drezyny są nasmarowane i ‘rozruszane’, a tory oczyszczone, jest łatwiej - przecież na wycieczki drezynami jeżdżą nauczycielki z dziećmi. Na jednym z postojów udało nam się pożyczyć trochę oleju silnikowego i po naoliwieniu mechanizmu – napęd zaczął pracować lżej i wyraźnie ciszej. Powodem dużego wysiłku mogło być również spore obciążenie pasażerami - poza maksymalnie 4 osobami, które równocześnie mogły swobodnie pracować, reszta była pasażerami.
Zajmowaliśmy dwie drezyny, więc wystąpił element rywalizacji. Wprawdzie z góry było wiadomo, która drezyna dojedzie pierwsza, ale element rywalizacji się pojawił – jedni próbowali uciec – drudzy gonili.
Po drodze zasłużyliśmy na dwa odpoczynki, jeden na końcu trasy za Sulminem, gdzie leżącego przy torach śniegu wystarczyło na małą ‘wojnę’ na śnieżki, a drugi dłuższy z ogniskiem i kiełbaskami na polanie nad Radunią.
Śnieżkowa bitwa:
Było tez leniuchowanie połączone z pieczeniem kiełbasek...
Po ‘drezynowaniu’ doszliśmy do wniosku, że było fajnie, ale gdyby to był letni, upalny dzień, to chyba tak fajnie by już nie było – bez upału byliśmy nieźle zgrzani. Aby trochę odsapnąć udaliśmy się do Koziego Grodu na lody i kawę
Druga wojna śnieżkowa . . .
Po krótkim leniuchowaniu wybraliśmy się jeszcze na długi wczesnowiosenny spacer Jarem Rzeki Reknicy, gdzie nadarzyła się okazja do 2-giej wojny śnieżkowej ;-)